środa, 4 marca 2015

Michał Rusinek - Zaklęcie na "w" [recenzja]

Jak opowiedzieć wojnę małym dzieciom?  Trudne pytanie, a jakie wyzwanie dla autorów!
Rusinek wyszedł z tego zadania obronną ręką. Jego Zaklęcie na "w" to strzał w dziesiątkę. Wyważona, paraboliczna, proporcjonalna i wyszukana opowieść o małym Włodku, który pewnego roku po wakacjach nie wraca do szkoły, bo rozpoczyna się wojna. Chłopiec nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji, nie ma pojęcia co znaczy to straszne pojęcie, próbuje dociec czym jest owa wojna. Dorośli mówią o niej półsłówkami, ściszają głos, nie chcą wiele zdradzać przed dziećmi. Dlatego też Włodek zaczyna  tworzyć własną definicję wojny. Uważa, że jest ona wynikiem zaklęcia złego czarnoksiężnika, który sprawił, że zniknęły kolory, a świat stał się czarno - biały. Białymi pozostali dobrzy ludzie, ofiary wojny, z kolei Czarnymi Panowie są agresywni najeźdźcy. Koloru nie stracił za to mały czerwony rowerek Włodka, którym rozwoził ślubne zaproszenia, które w efekcie niewiele miały ze ślubami wspólnego.
Gdy troszkę podrósł, nasz bohater wstąpił do Szarych Szeregów, gdzie dzielnie wypełniał niejasne dla siebie misje. Po latach, dorosły już Włodek (a tak naprawdę Włodzimierz Dusiewicz) wspomina, że wojna obfitowała też w szary kolor, nie ograniczała się jedynie do bieli i czerni. Za przykład podaje historię swojej siostry, którą postrzeli Biały, a uratował Czarny Pan.
Wielką wartością książki jest jej styl. Prosty, czasem naiwny dziecięcy język, bez udziwnień i
wielkich słów. Czasem zwykłe słowa robią ogromne wrażenie. Tak jest i w tym przypadku. Doskonała lektura dla młodszych dzieci, ale też lekcja wrażliwości dla dorosłych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz