środa, 11 lipca 2018

Marcin Szczygielski - Za niebieskimi drzwiami [recenzja]

Instytut Wydawniczy Latarnik
Warszawa 2010

Dwunastoletni Łukasz zaczął wakacje. Marzy o wspólnym wyjeździe ze swoją bardzo zapracowaną mamą, która na co dzień ma dla niego zbyt mało czasu. 
A ponieważ Łukasz nie ma nikogo innego prócz mamy, chłopcu bardzo zależy na wspólnym czasie.
Wreszcie się udaje, jadą razem na wspólne wakacje. Jednak podczas podróży dochodzi do bardzo niebezpiecznego wypadku samochodowego, w wyniku którego chłopiec doznaje groźnego urazu, jego mama zaś zapada w śpiączkę.
Łukasz trafia do małego nadmorskiego miasteczka, gdzie mieszka nieznana mu ciotka.
Samotny i nieszczęśliwy chłopak nie potrafi dogadać się ani z ciotką, ani z rówieśnikami.
Izoluje się, odkrywając powoli tajemnice starego domu, które właścicielką jest ciotka. Ma ona dla chłopca tylko jedną przestrogę i poleceni - do każdych drzwi w starym domu ma bezwzględnie pukać.
Przypadkiem, w jednym z pokojów zauważa niebieskie drzwi, które prowadzą do całkiem innego świata.
I tak zaczyna się dla Łukasza obfitująca w przygody, niezwykła i bardzo niebezpieczna przygoda, która wprowadza go w nieznany, niebezpieczny świat tajemnic, pragnień i strachu.
Nic już nie będzie takie samo, nic już nie wróci do stanu sprzed otwarcia niebieskich drzwi.
Szczygielski to mistrz suspensu - zwalnia na moment, pozwala uspokoić oddech, by po chwili ruszyć z nowym, szalonym tempem i wielkimi zaskoczeniami.
Zgrabnie łączy science - fiction z modami panującymi aktualnie wśród nastolatków. 
Sięga po trawiące ich problemy, próbując wyjaśnić je, załagodzić, a także w jakiś sposób oswoić.
Jest więc poczucie samotności, wykluczenia, bak zrozumienia, ale też wrażliwość, potrzeba bycia ważnym, potrzebnym.
Szczygielski jak zwykle sięga po gniotące, niewygodne tematy, rozprawiając się z nimi w bardzo poetycki i delikatny sposób.

wtorek, 10 lipca 2018

Susan Maupin Schmid - 100 sukienek. Jeśli duch istnieje [recenzja]

Przekład: Magdalena Wasilewska
Wydawnictwo Dwukropek
Warszawa 2018

Hmmm...
Pomysł znakomity i bardzo interesujący (szczególnie dla dziewczynek, niekoniecznie małych). Mamy oto garderoby (kilka) wspaniałej księżniczki Mariposy, która staje przed ważnym wyzwaniem, musi znaleźć męża i żyć długo i szczęśliwie, władając królestwem Eliory.
Okazuje się, że jedna z garderób jest stara i zapomniana, pełna przepięknych sukni, których jest aż sto. 
Pewnego dnia, przez sprzyjający splot okoliczności młodsza królewska prasowaczka, zwana Słodką Buźką, trafia do garderoby i przymierza jedną z sukienek. Natychmiast staje się kimś innym, nie jest rozpoznawana przez służbę, a noszenie tych zapomnianych sukienek staje się okazją do uratowania królestwa i księżniczki.
Okazuje się, że źli ludzie spróbują wykorzystać Mariposę i przejąć wspaniałe królestwo.
Dzięki zaangażowaniu Słodkiej Buźki i jej przyjaciół sprawa przejęcia włości nie będzie już taka prosta. Swój czynny udział w ratowaniu starego świata mają też sukienki, które raz po raz przydają się prasowaczce w kolejnych misjach.
Opowieść o ubogiej sierotce, która ciężko pracując utrzymuje się w zamku jest dobrą lekcją dla rozkapryszonych domowych księżniczek, które sięgną po książkę: obowiązki, praca, zadania, ale też przyjaźń i marzenia charakteryzują główną bohaterkę, Słodką Buźkę.
Okazuje się, że do sukcesu potrzeba serdecznych, oddanych przyjaciół, dobrego serca i silnej woli.
Morał jak najbardziej czytelny.
Minusem książki jest moim zdaniem niewykorzystany potencjał historii samych sukienek i ich magicznych właściwości. Plus za to, że każda sukienka rzucona w kąt szarzeje, gniecie się i traci wartości magiczne. Może wpłynie to na ewentualne bałaganiarstwo i brak poszanowania dóbr materialnych u czytelniczek.

Jarosław Mikołajewski - Kot w worku [recenzja]

Ilustracje: Marcin Bruchnalski
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2016

Wszystko co wychodzi spod pióra Jarosława Mikołajewskiego jest wartościowe, godne uwagi i potrzebne, bez względu na to czy pisze reportaż, esej, poezję, a nawet książkę dla dzieci.
Kot w worku to kolejna odsłona sześciu koleżanek z sześciu różnych krajów. Łączy je wzajemna sympatia, ale przede wszystkim postać kota Cagliostro, który co jakiś czas stawia przed nimi detektywistyczne zadania związane z podróżami, poznawaniem lokalnych historii i nowych krajów.
Tym razem dziewczynki wpadają w popłoch. Ich przyjaciel i zleceniodawca, rudy szalony kot Cagliostro wpada w tarapaty. Wszystkie otrzymują internetową wiadomość, czy raczej krzyk rozpaczy, pochodzący od rzeczonego kota.
Okazuje się, że najprawdopodobniej padł on ofiarą porwania!
Dziewczynki zdane są same na siebie. Muszą zlokalizować kota i jak najszybciej go odbić!
Trafiają na południe Włoch do malowniczej, acz niebezpiecznej Katanii, gdzie grasuje koci porywacz, ale także ma swoją siedzibę niebezpieczna i bezwzględna mafia.
Sprytem i przebiegłością, a nade wszystko współpracą dziewczynki wpadają na trop.
Przy okazji poznają tajemnice czynnego i wciąż niebezpiecznego wulkanu Etna, a także nawiązują bardzo interesującą znajomość z pewnym serdecznym profesorem.
Przygody, przyjaźń i lokalne opowieści, oto sedno całej książki, a przy tym jej największa wartość - moc i siła współpracy, zaufania, oto co przyniesie sukces i co jest ważną częścią dziecięcego świata.
Do tego dochodzi wspomniany już talent Jarosława Mikołajewskiego, który ze swadą, talentem i wyczuciem wprowadza młodego czytelnika w świat tajemnic, przygód, ale też historii.
Znakomita propozycja, nie tylko na wakacyjne czytanie. 

poniedziałek, 9 lipca 2018

Na podstawie książek Gilberta Delahaye'a i Marcela Marliera - Martynka.Zaczynam czytać z Martynką. Na kursie pływania [recenzja]

Przekład: Liliana Fabisińska
Wydawnictwo Papilon
Publicat S.A.
Poznań

Choć ilustracje z tej książeczki jako żywo przypominają grafikę jednego z pism pewnego związku wyznaniowego, to da się to przeżyć.
Pomysł na naukę czytania poprzez śledzenie przygód Martynki jest o tyle dobry, że przy okazji dotyka ważnych dla maluchów stanów/czynności/umiejętności.
Tym razem przestraszona, niepewne tego co ją czeka, Martynka przybywa na basen, gdzie systematycznie pobiera nauki pływania.
Najpierw przełamuje lęk przed samą wodą, z czasem realizując coraz trudniejsze zadania, na końcu dochodzi nawet do skoków do basenu.
W bardzo klarowny, przystępny sposób dzieci przyswajają wielkie i małe litery, mając małe sukcesy co stronę - wielka czcionka nie tylko ułatwia czytanie, ale powoduje też, że sukces jest bardzo blisko - co chwilę przewraca stronę, widząc jak szybko ubywa kolejnych stron. 
Nim dziecko się zorientuje, przeczyta całą książkę! A dla początkującego czytelnika to naprawdę wielka sprawa.
Tematyka, czcionka, sama narracja sprzyjają nauce czytania, a także pozostawiają dziecko z morałem, wiedzą i pewnością, że powoli, spokojnie i systematycznie można wiele osiągnąć.