poniedziałek, 16 lutego 2015

Mary Norton - Pożyczalscy na wyspie [recenzja]

Uwielbiam brytyjską literaturę dziecięcą, szczególnie tą przedwojenną. Moi ukochani autorzy to C.S. Lewis i Edith Nesbith. Ich twórczość jest jednocześnie dystyngowana, tajemnicza, a przy tym ciepła i otaczająca błogością. Spotkanie z Pożyczalskimi na wyspie jest inauguracją mojej znajomości z książkami Mary Norton.
Urzekająca jest stylistyka, a nade wszystko atmosfera angielskiej prowincji, gdzie dobrze wychowani mieszkańcy prowadzą miłe rozmowy, mają swoje tajemnice, ukryte gdzieś głęboko pod płaszczykiem taktu i uprzejmości. 
Pożyczalscy to rodzina maluteńkich, nazwijmy to ludzików, którzy żyją w ukryciu w zwykłych domach. Schowani pod podłogą, za kominkiem, w ukryciu podbierają prawowitym mieszkańcom skrawki materiałów, czajnik, czy kurze jajo. I tak starają się prowadzić odrębne, choć silnie związane z ludzkim życie.
Mało mają spokoju, wiele zaś trosk i problemów, w tej części próbują ułożyć sobie życie. Mali bohaterowie: Dominika, Arletta i Strączek postanawiają dotrzeć do nieco mitycznego miasteczka Mały Potok, gdzie wydaje im się, że wreszcie skończą się problemy. Dzięki pomocy niezawodnego Spillera trafiają na łódź - mydelniczkę, która ma powieźć ich ku nowemu, szczęśliwemu życiu. Po drodze jednak przeżyją moc przygód, które co i rusz urozmaicają kolejne karty książki.
Sam pomysł na książkę, a także konstrukcja świata przedstawionego, bohaterów i pomysłów na ich perypetie są z gruntu rzeczy ciekawe. Autorka znalazła wiele ciekawych, nietypowych zastosowań całkiem zwykłych przedmiotów, podała przykłady zachowań zupełnie naturalnych dla ludzi, które w konfrontacji z Pożyczalskimi wydają się być szalenie niebezpieczne.
Urocza, pełna przygód książka, która z powodzeniem może być potraktowana jako lektura czytana dziecku przed snem. Zarówno milusińscy, jak i dorośli będą czekać każdego kolejnego wieczora, by poznać obfitujące z dramatyczne zwroty akcji perypetie sympatycznych Pożyczalskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz