czwartek, 22 października 2015

Dorota Terakowska - Władca Lewawu [recenzja]

Na początek przestawcie się literalnie. O co chodzi? O pisanie wspak nazw własnych i imion. Czym jest Lewaw? No, właśnie... Kiedy Bartek jest Bartkiem, a kiedy Ketrabem? 
Wszystko zależy w której krainie przebywa. 
Trzynastoletni chłopiec wychowuje się w jednym z domów dziecka. Co jakiś czas ucieka na krakowską ulicę Skałeczną, gdzie kiedyś podobno mieszkał z rodzicami. Zanim oni zniknęli.
Przeczesując okolice Wawelu, w nadziei, że odnajdzie mamę, Bartek trafia do jaskini smoka wawelskiego, gdzie natrafia na tajemne przejście do równoległego świata. Do złudzenia przypomina on Kraków, tyle tylko, że bez samochodów zalegających na chodnikach, bez smogu, za to z bujną roślinnością, czystymi kamienicami. Wszystko to co wygląda pięknie na zewnątrz kryje w sobie mroczną tajemnicę, którą wkrótce zgłębi i nasz bohater. Okazuje się, że kraina Lewawu zamieszkiwana przez małych ludzi wyjątkowej urody i serca (Allanie) została opanowana przez złe moce Nienazwanego oraz jego armię pajęczaków, które terrorem i siłą panują nad miastem.
Chłopiec postanawia uwolnić mieszkańców od tyrana, zaczyna wcielać w życie swoje pomysły, które nie miałyby szansy na realizację, gdyby nie wielkie waleczne serce Bartka.
Terakowska używając metafor, pokazuje dzieciom jak straszne są rządy tyranów, jak wiele szkód czyni polityka zastraszania i terroru, jak wiele trzeba mieć odwagi, by stanąć (w pojedynkę) przeciw całemu światu, który bojąc się kar, pozwala na nieludzkie traktowanie.
Allanie ulegli manipulacjom Nieznanego, ten szybko sprowadził na nich ogromne, przerażające pajęczaki, które sieją ogromny postrach i powodują całkowite posłuszeństwo. Życie w strachu, bez perspektyw jest dla chłopca nie do przyjęcia, więc postanawia walczyć o wolność.
Bardzo pouczająca lektura dla starszych dzieci, które mają już pojęcie o przenośni, potrafią znaleźć odniesienia w rzeczywistości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz