środa, 11 listopada 2015

Małgorzata Musierowicz - Feblik [recenzja]

Mimo wielkiego sentymentu, bezkresnego przywiązania i sympatii do bohaterów Jeżycjady, tym razem nie jestem ni zachwycona, ni olśniona. Wręcz przeciwnie. Odnoszę wrażenie (bardzo możliwe, że jest ono mylne), że autorka jest już zmęczona. Polega na swoich stałych rozwiązaniach (gwoli ścisłości dodam, że wcale nie są złe), jednak w dwudziestym pierwszym tomie Jeżycjady przestają być wystarczające. Kalka zachowań, emocji, pomysłów na scenografię, relacje między bohaterami zaczyna być nudna. Myślę sobie, że przemawia przeze mnie tęsknota za siostrami Borejko, których dziecięce i nastoletnie perypetie uwielbiałam, teraz, gdy czytam o nich jako pokoleniu zstępującym robi mi się przykro, to nie one są już głównymi postaciami powieści. 
W Febliku ma swoje pięć minut szalona Ida, niedosyt jednak pozostaje.
Czepiam się, pewnie niezasłużenie, bo dla współczesnych nastolatek (o ile nie utonęły w gatunkach nagradzanych w amerykańskich kategorii Young Adult) ta opowieść będzie w sam raz, jednak stare wyjadaczki poczują pewne niezaspokojenie.
Można by tak długo i bez szczególnego skutku deliberować nad kondycją konceptualną pisarstwa Musierowicz, ale po co? Niech pisze, ja i tak każdą jej książkę kupię i przeczytam.
W Febliku na pierwszy plan wysuwa się Ignacy Grzegorz Stryba, który przeżywa miłosne rozterki. Akcja tej książki zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu w którym toczyła się poprzednia Wnuczka do orzechów. Mamy więc upalny sierpień 2013 roku. Borejkowie całą siłą okupują wiejski dom Patrycji i Baltony, gdzie chowają się przed wielkimi upałami, zajadając kolejne wariacje lodowych smaków produkcji Pulpy. W tym samym czasie Ida z Markiem pozostają na letnisku kilka wiosek dalej, zaś Ignacy kursuje między Poznaniem a rodziną, po drodze natrafiając na dawną gimnazjalną koleżankę, Agnieszkę. Wespół z nią przeżyje kilka przygód, wzbogaci się o kilka gorzkich doświadczeń, a przede wszystkim uzyska odpowiedzi na nurtujące go pytania.
A wszystko to w ciepłym i miłym borejkowym sosie. 
Na poprawę nastroju i dobry czas.
Jedno jest pewne, po każdej kolejnej premierze książek Musierowicz zaczynam od nowa czytać całą sagę. Idę zatem sięgnąć po Szóstą klepkę.

4 komentarze:

  1. Ja jestem nastolatką, ogólnie musierowicz kocham, ale wolę, gdy jej książki opisują dłuższy odstęp czasu. Jeden minus: jej humor jest juz troszkę nieaktualny, ale jednak coś w sobie ma. A jednak jeszcze drugi minus : gdy Józinek mówi 'miągwa' wprowadza mnie to w zamontowanie. Dzisiaj chyba jakiś debil by tak powiedział ( którym oczywiście Józek nie jest). Ja bym powiedziała lamusa albo ciota.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam powroty na Jeżyce i podejrzewam, że gdyby nawet Musierowicz napisała coś fatalnego i tak bym to przeczytała. ;)
    Ja też po lekturze nie jestem olśniona, ale i tak było przyjemnie...
    Pozdrawiam,
    www.kaniafrania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam powroty na Jeżyce i podejrzewam, że gdyby nawet Musierowicz napisała coś fatalnego i tak bym to przeczytała. ;)
    Ja też po lekturze nie jestem olśniona, ale i tak było przyjemnie...
    Pozdrawiam,
    www.kaniafrania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń