środa, 22 kwietnia 2020

Frida Nilsson - Hedwiga [recenzja]

Przekład: Barbara Gawryluk
Ilustracje: Anke Kuhl
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Warszawa 2017

Zaczęliśmy czytać "Hedwigę" do snu, ale... ciężko było zasnąć. Dziecko co chwilę wybuchało śmiechem i kazało po sto razy powtarzać sobie fragmenty, które je najmocniej rozśmieszyły.
Nie jest to wybitna lektura, nie zmieni niczyjego życia, nie jest specjalnie pouczająca, ale jest wesoła, śmieszna i pokazująca, że małe dziecko ma też prawo do własnych problemów i trosk.
7-letnia Hedwiga mieszka z rodzicami w bardzo ustronnym domu, z dala od wsi, do szkoły ma tak daleko, że musi dojeżdżać autobusem.
Całymi dniami nudzi się i tęskni za towarzystwem w swoim wieku.
Właśnie rozpoczęcie szkoły będzie dla niej okazją do zmiany sytuacji.
Gdy poznaje klasową koleżankę Lindę, jej życie wreszcie nabiera rumieńców.
I, trzeba przyznać, te rumieńce są dość wyraźne, Hedwiga to kawał łobuza!
Co chwilę pakuje siebie i Lindę w kłopoty, próbując różnych niedozwolonych rzeczy (choć często nie ma złych zamiarów, lub, jeśli je ma, to za każdym razem szczerze żałuje). Próbując dać nauczkę koledze z klasy, poi go mydłem w płynie. Kucharce ze stołówki nie może darować wmuszania w dzieci wątróbki, ale to tylko drobna część Hedwigowych wpadek.
Z całą pewnością nie sposób się z nią nudzić, jednak u dzieci, u mojego tak, pojawia się refleksja i niezgoda na Hedwigi numery.
Pozostaje mi wierzyć, że moja latorośl utrzyma kompas moralny, a łobuzerskie zagrywki Hedwigi będą jedynie przestrogą i opowiastką książkową.
Mimo wad, Hedwiga zdobywa sobie czytelniczą przychylność prostolinijnością, otwartym sercem i pewną naiwnością, która każe jej wierzyć we własne wybory.
Językowo jest bardzo współcześnie, czasem podwórkowo, czasem bardzo wesoło.
Historyjki dotykają różnych, czasem ważnych spraw (oszczędność, samotność, brak zainteresowania ze strony zapracowanych dorosłych), czasem niepoważnych, ściśle związanych z komizmem sytuacyjnym, jednak trafiają do dzieciaków w wieku Hedwigi.
Ciekawie jest popatrzeć na szwedzki system oświaty, pory roku, cykl ludzkiego życia, rozpisany na wiejskie warianty.

Marian Orłoń - Ostatnia przygoda detektywa Noska [recenzja]

Ilustrował: Jerzy Flisak
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Warszawa 2013

Nosek na tropie.
Spokojny, wyważony, bardzo kulturalny, grzeczny, ale też flegmatyczny i opanowany detektyw, który na emeryturze nie ma chwili wytchnienia.
Tym razem podejmuje się pomocy zegarmistrzowi, który ma zakład mistrzowski w miasteczku, które zamieszkuje Nosek ze swoim wiernym psem, Kubą. Czworonogiem niezwykłym, bo posługującym się... ludzką mową.
Z zakładu znika stara pozytywką. Kto i dlaczego chciałby ją mieć?
Kuba ma swój trop, który nierozerwalnie łączy się z nowo przybyłym do miasta tajemniczym mężczyzną, roboczo zwanym Czarną Brodą.
Nosek ma jednak inne teorie.
Który trop okaże się prawdziwy?
Przekonamy się czytając te niezwykle grzeczną,  ułożoną, tak cudownie akuratną opowieść o piękne przyjaźni, uroczym miasteczku i jego mieszkańcach, tak różnych, ale jednocześnie bardzo podobnych. Gdzie zdarzają się też złoczyńcy, jednak refleksyjni i nie do końca straceni, a nawet całkiem kulturalni.
To kraina łagodności i spokojnego, taktownego dowcipu, która czytającym książkę dorosłym otworzy tęsknotę za prostym, światem, nierozerwalnie kojarzącym się z krainą łagodności.
Pouczające, humorystyczne przygody detektywa i jego psa są przyjemną oldschoolową odskocznią od możliwości fabularnych oferowanych przez współczesnych autorów.
No i jeszcze cudowne ilustracje Jerzego Flisaka, dopełniają szczęścia.
Lipki Nowe wróćcie!