Pelplin 2007
To opowiadanie urzeka wszystkich: czterolatki, czwartoklasistów, czterdziestolatki pewnie też by wzruszyło.
W zasadzie wzruszenie jest może nazbyt silnym określeniem, jednak z całą pewnością historia Matyldy budzi ciekawość i silne pragnienie poznania finału tej opowieści.
Mała Matylda mieszka wraz z zapracowaną mamą w bliżej nieokreślonym mieście. Czuje się bardzo samotna - samotna matka wciąż pracuje, próbując zapewnić byt sobie i dziecku.
Poza tym jest nerwowa, nie rozumie, wręcz nie zna swej córki. Zapracowana, zagubiona, równie samotna nie potrafi dogadać się z najbliższą sobie istotą.
Matylda spędza dnie siedząc w oknie, patrząc na osobny, daleki jej świat.
Jednak pewnego dnia, trochę przez przypadek, trafia ona do pani Alicji, nauczycielki gry na skrzypcach. To wiele zmienia w jej życiu - zaczyna interesować się grą, jest otoczona opieką, przyjaźnią, serdecznością, otwiera się na świat.
Pozostaje jednak kwestia mamy i relacji z nią. I to najciekawszy aspekt tej historii.
Autorka w bardzo delikatny, subtelny sposób pisze o trudnych relacjach rodzic - dziecko, uwikłanych we współczesność, pogoń za tak zwanym dobrym życiem. Gubią się prawdziwe, najważniejsze wartości.
Tajemnica Matyldy urzeka, pociesza, a także przypomina, że podstawowe, najprawdziwsze prawdy są zawsze do nadrobienia, ulepszenia, odzyskania.
Zaraz zacznę czytać kontynuację, jestem ciekawa co będzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz