niedziela, 9 października 2022

Håkon Øvreås - Brune [recenzja]

 

Ilustracje: Øyvind Torseter
Przekład: Milena Skoczko

Wydawnictwo Dwie Siostry
Warszawa 2020

Piękna ta okładka. Tak bardzo zachęca do lektury, że nie sposób się jej oprzeć.
Brune to pseudonim chłopca o imieniu Rune. Mierzy się on właśnie ze stratą dziadka. Rodzice, pochłonięci przygotowaniami do pogrzebu, nie mają wystarczającej ilości czasu dla chłopca. Poza tym pogrążeni w rozpaczy i smutku nie do końca widzą rozterki syna.

A tych się trochę nazbierało. Poza śmiercią dziadka musi on poradzić sobie z lokalnymi chuliganami, którzy systematycznie niszczą drewniany domek, który próbuje stworzyć Rune ze swoimi przyjaciółmi: Altem i Ase.

Nie godząc się na niesprawiedliwość chłopiec staje się w nocy superbohaterem, który szuka zemsty na łobuzach. Z czasem do jego sabotażowych działań dołączają przyjaciele, a okoliczni mieszkańcy zaczynają podejrzewać, że pod maskami mścicielu kryją się dzieci.
Szczególnie mocno interesuje się nimi pastor, którego syn jest jednym z chuliganów. 
Rune jako Brune ma też kontakt z dziadkiem. Spędzając czas rozmawiając i wspominając. Spotkania z dziadkiem są dla chłopca ukojeniem, rozmowy zaś łagodnym przejściem żałoby, w której rodzice jakoś się nie odnajdują.
Ta opowieść, pełna uroku, ciepła, delikatności pokazuje trudne emocje, samotność, ale też przyjaźń i nadzieję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz