poniedziałek, 19 października 2020

Jerzy Broszkiewicz - Wielka, większa i największa [recenzja]

 

Ilustracje: Gabriel Rechowicz

Wydawnictwo: Dwie Siostry

Warszawa 2011

W tej książce jest wszystko czego można wymagać od wciągającej lektury dla dzieci: przygoda, magia, przyjaźń, a nawet futuryzm.

Groszek i Ika dwójka sąsiadów w podobnym wieku przeżywa trzy nieprawdopodobne przygody. W świat niebezpiecznych, ale i intrygujących doznań zabiera ich Kapitan, czyli stary pokracznym samochód, stojący na podwórku ich kamienicy.

Każda kolejna wyprawa z Kapitanem jest większa, poważniejsza i obarczona większym ryzykiem. Dzieciaki bawią się przednio, a przy tym, w książce niepozbawionej elementu dydaktycznego, uczą się właściwych zachowań i kultury w ogóle.

Zaczynają swoje zadanie szukając zaginionego trzylatka, później ratują samolot, by w następnej przygodzie ruszyć w kosmos.

Dużo się dzieje, jednak to działanie nie jest w żaden sposób szalone, porywcze, pełne znanego nam ze współczesnego świata tempa. Tutaj rzecz dzieje się dość przeciągle, spokojnie, a dodatkowym spowalniaczem jest język, dość leciwy w formie. Przeciągły, z trącącym myszką słownictwem, jest swego rodzaju ciekawostką dla czytelnika, jednak w pewnym momentach wymaga wyjaśnień. 

Bo to, co było normalne i aktualne w latach 60. dziś może wydawać się niezrozumiałe i dziwne. Stąd potrzeba objaśnień.

Ta językowa niedogodność może być dobry ćwiczeniem dla chętnych, którzy chcą poznać tamte czasy i obyczaje. Inni będą kręcić głowami i pomstować nad zaśniedziałością stwierdzeń, jednak i tak będę obstawać przy swoim - język powieści ma niewątpliwy urok i sznyt.

Dla dzieci będzie mieć walor poznawczy. Dla dorosłych będzie dobrym sposobem na wytchnienie, oderwanie się od rzeczywistości. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz