piątek, 21 sierpnia 2015

Jerzy Broszkiewicz - Wielka, większa i największa [recenzja]

 Ika i Groszek to para przyjaciół z podwórka. Niestety dziś chyba nie spotyka się takich znajomości: wspólne spędzanie popołudni, opiekowanie się sobą nawzajem podczas wycieczek i rautów, w jakich biorą udział rodzice, wspólne wyjazdy pod opieką przyszywanych ciotek i wujków. Lata 60. były pod tym względem bardziej liberalne, pozwalały na więcej, dawały dzieciom większy kredyt zaufania, a także mniej możliwości co do ciekawego sposobu na spędzanie czasu wolnego, no bo co - podwórko, trzepak, gra w piłkę? Dzisiejsze straszliwe cybernetyczne możliwości są dla dzieci o wiele atrakcyjniejsze... W każdym razie jesteśmy świadkami trzech przygód, jakie będą ich udziałem. Niepoślednie miejsce w ich misjach zajmie też samochód, z pozoru rozpadający się opel, w którym tkwi niebywały potencjał...
Pierwsza przygoda dotyczy zaginięcia małego chłopca. Bohaterska para przyjaciół wespół z niesamowitym pojazdem ruszają na ratunek porwanemu malcowi.
Druga historia jest zdecydowanie większa, choćby ze względów geograficznych. Trzecia pod tym względem pobija wszelkie rekordy...
Ika i Groszek, dzięki swojej niezwykłej inteligencji i pomysłowości, potrafią wybrnąć z każdej sytuacji, z kolei  ich odwaga i przebojowość powodują, że łatwo trafiają na trop prawdy.
Bardzo przyjemna książka o przyjaźni, ale też poczuciu obowiązku, o małych radościach i tym co w życiu najważniejsze. Dla współczesnych młodych czytelników język może trącić myszką, zaś niektóre zachowania i wypowiedzi wydają się skostniałe, teatralne, ale przez lata kultura języka zmieniła się diametralnie.
Wielka, większa i największa przygoda młodych odkrywców wciąga od pierwszej strony, ciesząc oko i wyobraźnię czytelnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz