środa, 28 października 2015

Rose Lagercrantz, Eva Eriksson - Moje szczęśliwe życie [recenzja]

Bardzo przyjemna, pogodna opowieść o optymizmie i ciepłym podejściu do życia.
Pierwszoklasistka Dunia nie może zasnąć. Postanawia zatem wspominać wszystkie szczęśliwe chwile, jakie przytrafiły się w jej życiu.
Jest więc reminiscencja pierwszego dnia w szkole, nauka pływania żabką, poznanie klasowej koleżanki Fridy, która szybko stała się Duni przyjaciółką.
Małe rzeczy, małe szczęścia, ale jakże przenikliwe i mądre są odczucia dziewczynki,
W każdej sytuacji doszukuje się ona czegoś, co poprawi jej nastrój, spowoduje, że życie będzie kolorowe, piękne i warte zachodu.
Zdarzają się Duni smutki i trudne momenty, jednak życiowe credo wynosi wszystko ponad zwyczajność.
Ta książka to idealna lektura dla rodziców dzieci, jak i samych maluchów, które zaczynają swoją przygodę  z edukacją. Sama historia, problematyka, a także osnowa wydarzeń bardzo dobrze wpasowują się w nurt przypowieści o tym jak być powinno i co zrobić by to osiągnąć, a przy tym czcionka i objętość książeczki powodują, że dzieci mogą same czytać tę książkę i traktować jako jedną z pierwszych samodzielnie poznanych książek.
Wielkim atutem Mojego szczęśliwego życia są ilustracje, które nie dość, że doskonale wpasowują się w nastrój wyczarowany przez autorkę, to jeszcze dodają mu kolorytu i głębi.
Tak książka nie nauczy nas jak być optymistami, ale wskaże jak wiele korzyści płynie z takiej postawy, poprawi nam humor, a przy okazji może nauczy czegoś milusińskich.
Książka doskonała nie tylko do samodzielnego czytania, ale także do wspólnej głośnej lektury.

poniedziałek, 26 października 2015

Roskana Jędrzejewska - Wróbel - Kamienica [recenzja]

Oto sposób na przemycenie dzieciom treści uniwersalnych, ważkich w sposób zupełnie nienachalny, a zapewne skuteczny.
Mamy oto kamienicę Pod Świńskim Kopytkiem, gdzie znajduje się cała galeria mieszczańskich świń. Wszyscy oni są akuratni i aż nazbyt tradycyjni. Źle wpływa na ich samopoczucie niebanalność i niekonwencjonalność.
Dlatego też z dużą dozą nieufności traktują Lucjusza, swego samotnego sąsiada, który wcale nie cierpi i nie uskarża się na życie w pojedynkę. 
Kiedy zaś w Lucjusza trafia strzała Amora i kamienica zyskuje nową lokatorkę, dekoratorkę wnętrz, Klarę, stają się oni jeszcze bardziej zadufani i pryncypialni.
Jej fantazja, kreatywność, umiłowanie życia przynoszą wiele nieporozumień, dąsów i lamentów.
Jak skończy się opowieść o barwnej parze świnek, którym coraz trudniej żyć w zachowawczej kamienicy?
Autorka poprzez bardzo mocno przerysowane świńskie figury opowiada jak ważna i cenna jest odmienność i inność. 
Stara się nauczyć czytelnika akceptowania wszystkich takimi jacy są. Pokazuje, że nieszablonowe podejście do świata, życia i innych jest cenne i wzbogacające.
Jakkolwiek nie podobała mi się narracja, język i sposób prowadzenia opowieści, bardzo doceniam temat jaki podjęła autorka, ciesząc się, że trudne i niewygodne wątki są poruszane w literaturze dziecięcej.

piątek, 23 października 2015

Brigitte Krautgartner - Tajemnica srebrnych kielichów [recenzja]

Hmmm...
Nie jestem entuzjastką powiastek detektywistycznych dla dzieci. Skąd to wiem? Bo właśnie przeczytałam pierwszą moją lekturę w tym gatunku. 
Kompletna porażka pod względem fabuły, tempa, rozwiązań akcji. Nic tam nie gra. 
Stagnacja i nuda na jaką wielokrotnie cierpi główna bohaterka udziela się również czytelnikowi, dla którego kolejne ożywienia akcji spowodowane przechadzkami  czy podejrzeniami Kiki wcale nie ratują sytuacji. 
Wakacje, mała dziewczynka Kiki przyjeżdża do uroczego górskiego miasteczka, gdzie siedzibę ma zakon benedyktyński, którego opatem jest brak jej matki. 
Wujek Nick z przykrością informuje swą ulubioną siostrzenicę, że nie będzie w stanie zapewnić jej tak wielkiej uwagi o jakiej myślał, a wszystko to przez zuchwałą kradzież jaka zdarzyła się w klasztorze.
Ktoś ośmielił się zrabować cenne srebra ołtarzowe z przesławnego zbioru Lementium.
Policja jest bezradna, opat całe dni spędza na komisariacie, a Kiki z nudów zaczyna szukać śladów, które pozwolą jej odkryć, kto stoi za tą paskudną kradzieżą.
Tropiąc złodzieja poznaje regułę zakonną, dowiaduje się kilku ciekawostek z klasztornego życia, a także pozna nowych, ciekawych ludzi.
Cóż. Jest to pierwsza książka z serii przygód rozwiązującej zagadki Kiki. Dla mnie na pewno też ostatnia. Nic ciekawego.

czwartek, 22 października 2015

Dorota Terakowska - Władca Lewawu [recenzja]

Na początek przestawcie się literalnie. O co chodzi? O pisanie wspak nazw własnych i imion. Czym jest Lewaw? No, właśnie... Kiedy Bartek jest Bartkiem, a kiedy Ketrabem? 
Wszystko zależy w której krainie przebywa. 
Trzynastoletni chłopiec wychowuje się w jednym z domów dziecka. Co jakiś czas ucieka na krakowską ulicę Skałeczną, gdzie kiedyś podobno mieszkał z rodzicami. Zanim oni zniknęli.
Przeczesując okolice Wawelu, w nadziei, że odnajdzie mamę, Bartek trafia do jaskini smoka wawelskiego, gdzie natrafia na tajemne przejście do równoległego świata. Do złudzenia przypomina on Kraków, tyle tylko, że bez samochodów zalegających na chodnikach, bez smogu, za to z bujną roślinnością, czystymi kamienicami. Wszystko to co wygląda pięknie na zewnątrz kryje w sobie mroczną tajemnicę, którą wkrótce zgłębi i nasz bohater. Okazuje się, że kraina Lewawu zamieszkiwana przez małych ludzi wyjątkowej urody i serca (Allanie) została opanowana przez złe moce Nienazwanego oraz jego armię pajęczaków, które terrorem i siłą panują nad miastem.
Chłopiec postanawia uwolnić mieszkańców od tyrana, zaczyna wcielać w życie swoje pomysły, które nie miałyby szansy na realizację, gdyby nie wielkie waleczne serce Bartka.
Terakowska używając metafor, pokazuje dzieciom jak straszne są rządy tyranów, jak wiele szkód czyni polityka zastraszania i terroru, jak wiele trzeba mieć odwagi, by stanąć (w pojedynkę) przeciw całemu światu, który bojąc się kar, pozwala na nieludzkie traktowanie.
Allanie ulegli manipulacjom Nieznanego, ten szybko sprowadził na nich ogromne, przerażające pajęczaki, które sieją ogromny postrach i powodują całkowite posłuszeństwo. Życie w strachu, bez perspektyw jest dla chłopca nie do przyjęcia, więc postanawia walczyć o wolność.
Bardzo pouczająca lektura dla starszych dzieci, które mają już pojęcie o przenośni, potrafią znaleźć odniesienia w rzeczywistości. 

środa, 21 października 2015

Roald Dahl - Charlie i fabryka czekolady [recenzja]

Głównym bohaterem książki jest bardzo biedny chłopiec, Charlie Bucket. Mieszka on wraz z mamą, tatą (jedynym żywicielem rodziny) oraz dwiema babciami i dziadkami, która to czwórka seniorów całe dni spędza w łóżku, zakopana po szyje w kołdrach.
Ich domek mieści się na przedmieściach, jest już niemal ruiną, ale rodziny nie stać na nic innego, co gorsza, coraz częściej w oczy zagląda im głód. Nastaje zima, a biedni Bucketowie nie mają nawet porządnych ubrań wierzchnich, które ochroniłyby je przed zimnem.
Charlie ma bardzo skromne marzenia, najbardziej na świecie chciałby zjeść czekoladę, na którą, z wiadomych względów, nie może sobie pozwolić. Dodatkowe katusze powoduje u niego bliskie sąsiedztwo... fabryki czekolady, przesławnego, ale i bardzo tajemniczego pana Willy'ego Wonki.
Pewnego dnia właściciel fabryki ogłasza, że zaprosi do zwiedzania obiektu piątkę dzieci, które znajdą w jego czekoladkach złote bilety. Na każdego ze szczęśliwców będzie też czekała inna niezwykła nagroda.
Traf chce, że jeden ze złotych biletów trafia do Charlie'go.
Tym sposobem spełnia on swoje marzenie, ale przede wszystkim przeżyje przygodę życia, ponieważ fabryka pana Wonki nie jest zwyczajną, pospolitą fabryką słodyczy...
Ta książka będzie niezwykłą przygodą nie tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych. Magiczna, nieprawdopodobna, pełna niezwykłych rozwiązań i mocnych akcentów opowieść.
Ważne jest tu przesłania, które uwypukla rolę szczęśliwej, kochającej się rodziny, pokazuje, że pieniądze i pozycja wcale nie są najważniejsze, a co gorsza, to kompletnie ulotne fragmenty rzeczywistości. Kupcie zatem kawał dobrej czekolady, usiądźcie całą rodziną i po kolei czytajcie o tym, jak wiele korzyści płynie z bycia w tej podstawowej komórce społecznej. W rodzinie siła!

niedziela, 18 października 2015

Anna Onichimowska - Duch starej kamienicy [recenzja]

Pobłądziłam. Oceniłam książkę po tytule, nawet nie po okładce. Wstyd. 
Wyobrażałam sobie ten czarny, popsuty fotel z okładki, małego, ubranego w powyciągany czerwony sweter duszka i nie wiedzieć czemu zapragnęłam tonacji podobnej do Opowieści z Narnii, czy innych tajemnych światów. 
A tu zaskoczenie. Mamy wesołą, prostą opowieść o Maciusiu, małym duszku porzuconym przez rodziców i brata (bo nie umiał straszyć, przestał rosnąć i w ogóle nie wygląda na przerażającego, pohukującego łańcuchami ducha).
Na strychu kamienicy spędza ona czas na obserwacjach mieszkańców, podkrada się czasem do mieszkania dozorczyni, by podjadać jej zapasy, przyjaźni się z kotem (Prot IV) i sroką (Wiesławą), a także walczy z samotnością i kompleksami.
Autorka poprzez tworzenie adekwatnych sytuacji pokazuje, że zyskanie akceptacji i przyjaciół jest możliwe w każdym przypadku, podobnie z pozbyciem się kompleksów, wystarczy, że znajdą się postaci, które sprawią, że poczujemy się wyjątkowi i niepowtarzalni.
Przeżyjmy więc z Maćkiem przygody z mrówkami faraona, poznajmy mieszkańców kamienicy: uroczą Agatę, która w wannie hoduje wieloryba, Jarka i Marka, dwóch psotnych bliźniaków, a także rodziców głównego bohatera, którzy pojawią się w pewnym momencie, by zmienić jego życie, pytanie tylko, czy im się to uda...
Wesoła, zabawna opowieść, jednak nie w moi stylu, przeczytałam ją bez zachwytów, podejrzewam jednak, że dla wielu uczniów nauczania wczesnoszkolnego ta książka będzie przygodą.

piątek, 16 października 2015

Jadwiga Korczakowska - Bułeczka [recenzja]

Rozkoszna, cieplutka i milutka książeczka. Bardziej dla dziewczynek, choć może to krzywdzące stwierdzenie...
Korczakowska potrafiła stworzyć czarowny świat małego świata, małych społeczności, gdzie ludzie żyją w prosty sposób, poruszają się w nieskomplikowanych relacjach, wszystko to idealnie pasuje do opowieści, którą zaproponowała autorka. 
Mamy oto urocze (niegdyś) dolnośląskie miasto, zwane potocznie Jelenią Górą w czasach, gdy jeszcze kursowały tam tramwaje (jaka szkoda, że już ich nie ma). W uroczych okolicznościach przyrody, we wspaniałym wielkim mieszkaniu z przynależnym mu ogrodem mieszka sobie kilkuletnia kapryśna i niemożebnie rozpieszczona Wandzia, która wciąż przyprawia o ból głowy swoją cierpliwą, acz oschłą opiekunkę (a zarazem gospodynię domową) Małgorzatę.
Życie płynie jej na kolejnych katarkach, marudzeniu, niechęci do jedzenia i ciągłym narzekaniu. Ojciec Wandzi zapracowany w hucie, matka też wciąż nieobecna, bo pracująca z teatrem w Koszalinie. To w jakimś stopniu tłumaczy marudną Wandę. 
Życie całej rodziny zmienia się radykalnie, gdy dołącza do nich daleka krewna, osierocona dziewczynka, Bronia, potocznie zwana Bułeczką.
Ciepła, pyzata, otwarta i wiecznie zadowolona mała kobietka staje się dla Wandzi nie tyle wyzwaniem co obiektem nietłumionej zazdrości. Jak wiele kłopotów i perypetii przysporzy to podłe uczucie, jak wiele konsekwencji przyniesie! 
Na szczęście Korczakowska nie daje czytelnikowi zwątpić w dobre serce i potęgę prawdy i skromności. 
Urocza historia, pouczająca, z morałem, ale przede wszystkim z zachwytem nad Bułeczką, która jest spełnieniem marzeń każdej dziewczynki o przyjaciółce idealnej.